Teatr Palmera Eldritcha – Jarzenie

Scenariusz i reżyseria: Palmer Eldritch

Obsada: Agata Elsner, Marcin Głowiński, Kuba Kapral, Tomasz Michniewicz

Muzyka: Patryk Lichota

 

 

 

Recenzja Wojciecha Morawskiego
Nowa Siła Krytyczna
02-02-2009

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/66274.html

Teatr Palmera Eldritcha został założony w 2007 roku w Poznaniu. Grupę tworzą (w nawiasach podano nazwy teatrów, z którymi wymieniona osoba współpracuje lub współpracowała): Agata Elsner (Prefabrykaty, Biuro Podróży, Ósmego Dnia), Marcin Głowiński (2XU, Usta Usta Republika, Ósmego Dnia), Elżbieta Janicka (Porywacze Ciał, Ósmego Dnia, Strefa Ciszy) Kuba Kapral (Usta Usta Republika, Porywacze Ciał, Strefa Ciszy, Ósmego Dnia), Tomasz Michniewicz (Ósmego Dnia). Czerpiąc z tak (mimo wszystko) różnorodnych źródeł grupa tworzy własną, niepowtarzalną stylistykę.

Dotykanie światła po słowach
Żaden element opowiedzianej historii nie burzy tego nastroju. Wszystkie te świa-tło-przestrzenie-cienie, prztykane są pytaniami o kondycję współczesnego człowieka. Czy przeżarci popkulturą, stajemy się karykaturami samych siebie? Co się dzieje, gdy o naszej niezwykłości zaczynają przesądzać niecodzienne potrzeby? – o spektaklu „Jarzenie” w reż. Palmera Eldritcha w Teatrze Ósmego Dnia pisze Wojciech Morawski z Nowej Siły Krytycznej.

Jest dużo światła. Czasem rozświetla salę naprawdę mocno. Kto by pomyślał, że słońce to kolejna szklana kula. Jest dużo ciemności. Cała sala. Czasem zaciemniana naprawdę mocno. Wniosek? Potrzeba nam jak najwięcej szklanych kul. Na całą salę. Przedmiot zostaje odświeżony, gdy konstrukcja kom-Unikatu zostaje rozchwiana. Naprawdę mocno. Pełna polaryzacja kolorów. Czarna scena pozbawiona sceno-Grafii, opływana przez świa-Tło. Proste, prawda? Wizytowe stroje czwórki aktorów. Mityczna gra przeciwieństw. Wystarczająco dużo, by skol-Onizować się w, u- Myśle widza. Genesis uczy – słowa stwarzają rzeczy. Taka recenzja. Odwieczny problem, jak opowiedzieć obcym o kontakcie ze światłem? Trójkąt w kółku. Na/szczęście/mijamy.

Kupić/Przepis:

1 sala

4 aktorów

2 kolory

5000 kg widza

Za 15 złotych, ludzie ruszają się przed nami wystarczająco długo. To zaleta. Aktorzy powoli pocą się, cały czas patrząc. Też patrzę. Podoba mi się. Światło rezygnuje ze swojej falowej teorii, przecież scenografia nie może być z fal. Jego pulsacje zmieniające się razem ze scenami, wydobywają na wierzch przestrzenie i kształty, od głębokiego dna morza, po samobójcze pokoje, czasem laboratoria, a czasem po prostu scenę wypełnioną słowami aktora – monologami na analogowych ludzi. Takie małe historie o człowieku, który cieszy się z zakupów. Twierdzi, że je lubi, bo pozwalają mu się cieszyć. Jestem władcą swoich pragnień. Jest szczęśliwy w sposób histeryczny. To wada. O tym, że zawsze zabija się to, co się kocha, że wszystko dookoła się rozpryskuje, a żarówki mogą być bombami, pociskami. O nieszczęściu, o super człowieku wyhodowanym na pożywce nowych technologii. Tego człowieka zobaczymy. Jest zrobiony ze świecących przewodów, ładnych i zachęcających do patrzenia. Podoba mi się. Są też sceny zbiorowe. Podobnie jak poprzednie, poddane są one geometrycznemu kształtowaniu. Nic nie dzieje się samo, raczej szkicowane jest przez trójkąty, kwadraty i inne wieloboki, które szukają w aktorach dróg wyjścia z papierowego bezmiaru. Gdy przyśpieszam pamięć, stają się zupełnie wyraźne. Odnajduje je w ruchach, słowach, scenografii oraz czasowym rozkładzie spektaklu. To zaleta estetyczna.

Hiper estetyczna przestrzeń spektaklu obraca się w wizualnych widnokręgach gier i subtelnego s-f. Być może odesłanie do gier jest nieco na wyrost, jednak kolejne wygrane levele, zakrzywiają parabole skojarzeń w oczywistą stronę. Do wirtualnych światów odsyła także szata audialna spektaklu. W końcu jedynym miejscem, w którym możemy usłyszeć przeciągłe jazgoty i skwierczenia prądu elektrycznego są gry fps (first person shooter). Również scyfryzowany i przekształcony głos ludzki, odpowiedzialny w futurystycznych krainach za komunikację inteligentnych maszyn ze światem przenosi mnie w rzeczywistość gry. Jak by nie było, właśnie tam rozmawiam z maszynami najczęściej.

Żaden element opowiedzianej historii nie burzy tego nastroju. Wszystkie te świa-tło-przestrzenie-cienie, prztykane są pytaniami o kondycję współczesnego człowieka. Czy przeżarci popkulturą, stajemy się karykaturami samych siebie? Co się dzieje, gdy o naszej niezwykłości zaczynają przesądzać niecodzienne potrzeby? Czy intelektualne elity pogardzające tłumem nie pożerają własnego ogona? Wszak Spektakl mówi – ci, którzy uważają wszystkich za głupców, sami są głupcami. Z czasem nawet pytania tracą na wartości. Społeczne relacje w których tkwimy okazują się niczym innym, jak kolejnymi parafrazami pierwotnego walenia w bęben. Bez końca i do skutku.

ja1: jaki był teatr

aga: fajny

ja1: to spoko

ja1: ej a co robisz jutro

aga: musisz go zobaczyć

 

Poznańska grupa teatralna (Agata Elsner, Marcin Głowiński, Kuba Kapral, Tomasz Michniewicz pod wodzą Palmera Eldritcha) pokazuje spektakl zmuszający do myślenia, potocznie można powiedzieć – taki, który trzeba „zajarzyć”. Zgoda – ciężko „zajarzyć” ideę spektaklu nie rozumiejąc użytych w nim odwołań.
Jednak nie należy odczytywać tytułu jednoznacznie. Forma przedstawienia kieruje interpretację też w stronę jarzeniówek – to one są głównym elementem scenografii. Można nawet powiedzieć jedynym, nie wliczając 4 haczyków do powieszenia marynarek i małego podwyższenia. Czarne ściany ART Studio i specjalnie ustawione krzesła – tak, by aktorzy mogli się przemieszczać pomiędzy widzami, wprowadzają nastrój niepokoju – siedząc na widowni nie mamy pojęcia, kto lub co pojawi się obok nas, czy za naszymi plecami.
Piekące w oczy światło jarzeniówek kierowane raz na aktorów, raz na widzów, momenty zupełnej ciemności, która zdaje się być gęsta i lepka oraz osaczająca muzyka dają odbiorcom wrażenie uczestniczenia w spektaklu – przenosi w nierzeczywisty świat. „Jarzenie” oparte jest na relacji aktor – światło – widz. Twórcy spektaklu sterują odbiorcami – pozwalają patrzeć na ich grę, całkowicie oślepiają lub nieoczekiwanie zalewają ciemnością. Pozornie może to przypominać zabawę w ciuciubabkę, jednak temat spektaklu nie jest lekki i łatwy, jak na zabawę przystało.
„Jarzenie” opowiada o roli współczesnego człowieka w świecie, jego stanowisku wobec konsumpcjonizmu, pogoni za pieniądzem i karierą. Spektakl przedstawia społeczeństwo „zalane” przez popkulturę i chłam serwowany przez mass media. Społeczeństwo, które podczas teleturnieju, opierającego się na zgadywaniu i śpiewaniu utworów muzycznych drętwieje, głupieje na głos Czesława Niemena. Gwiazdki pop i ich utwory wpadające w ucho są doskonale wszystkim znane, ale „Aerumnarum plentus” autorstwa Cypriana Kamila Norwida w wykonaniu Niemena, zaczynające się od słów „Czemu mi smutno i czemu najsmutniej, mamże ci śpiewać ja – czy świat i czas?…” jest kompletnie zapomnianą, a może wcale niekojarzoną piosenką.
Od tego utworu wychodzą twórcy spektaklu. Dalej opowiadają historię ludzi ogarniętych szałem zakupo- i pracoholizmu. Aktorzy fantastycznie poruszają się po scenie naśladując ruchy robotów oraz charakterystyczny sposób mówienia – przypominający maszynę. Odzwierciedlają słowa Norwida: „Aż od-człowiecza się i pierś, i byt”. W kolejnej części zachowują się jak porażeni prądem – wiją, drgają w takt muzyki dobiegającej z otaczających widza głośników.
Odczłowieczeni aktorzy przypominają też postaci z gier komputerowych. Cały spektakl śmiało można sprowadzić do zabawy, gry komputerowej, w której światło to życie gracza, wtedy możliwe jest przechodzenie kolejnych levelów, a ciemność oznacza game over.
Występuje opozycja mrok – jasność, ale i nachalne, chłodno-białe światło jarzeniówek kontrastuje z malutkimi źródłami ciepło-żółtego światła, przypominającego świetliki.
Warto wspomnieć o muzyce – jest dziełem Patryka Lichoty. Twarda, chropowata, chwilami męcząca i nie do zniesienia zdaje się przytłaczać, ale współgra z całym spektaklem, jest jego nieodłączną częścią – bez muzyki przedstawienie nie miałoby sensu. Istnieje wrażenie, że dźwięki spadają na nas z wysoka, przypominając ciężki kamień – ciężki tak, jak „zajarzenie” całości.
Warto przytoczyć kilka ważnych i mocnych zdań, padających podczas spektaklu, a takimi są: „Głupcem jest ten, który innych chce nazywać głupcami.” oraz „Zawsze zabijamy to, co kochamy najbardziej”. Wypowiedzi te mają źródło w książkach science-fiction czy fantasy – i w takiej konwencji utrzymany jest spektakl.
Również warta omówienia jest kompozycja zamknięta – początek stanowią słowa Norwida i to one kierują spektakl ku końcowi dzięki małym świecącym świetlikom i proroczemu głosowi recytującemu strofę wiersza „Aerumnarum plentus” – „Więc to mi smutno, i tak coraz gorzej, / Aż od-człowiecza się i pierś, i byt, / I nie wiem, czy już w akord się ułoży, / I nie wiem, czy już kiedy będę syt…!”.
Elementem kończącym jest scena, w której aktorzy biją w bęben – przypomina to powrót do czasów pierwotnych, kieruje uwagę na aspekt człowieczeństwa w tych lalkach – robotach. Jednak to tylko złudzenie – co chwila, któryś z bohaterów jest porażany prądem, czemu towarzyszą jazgotliwe dźwięki.
Teatr Palmera Eldritcha podejmuje śmiałe zadanie odpowiedzenia na pytania: Czy świat pełen udręczeń (z łac. aerumnarum plentus), uleczony z ludzkich uczuć i zachowań jest grą komputerowa, zabawą, pędzącą maszyną kierowaną hedonizmem i pogonią za dobrami materialnymi? Gdzie w nim miejsce dla Norwida, Niemena? Gdzie w nim miejsce dla CZŁOWIEKA?
Zadanie jest wykonane, następny level zaliczony – szkoda tylko, że ciężko „zajarzyć”, w którym miejscu kończy się spektakl. A może właśnie o to chodzi – niech widz sam dopowie sobie resztę – przetrawi spektakl i wyciągnie wnioski. Bo u Palmera Eldritcha nie ma nic podanego na tacy.
Aż ciśnie się na usta kolejna strofa z utworu Norwida: „Więc to mi smutno – aż do kości smutno, / I to – że nie wiem, czy ten ludzi stek / Ma już tak zostać komedią-okrutną / I spać, i nucić, śpiąc: T o – t a k i w i e k !’”.

Katarzyna Krzywicka

http://teatrologia-umcs.blogspot.com/2009/11/teatr-palmera-eldritcha-jarzenie.html